PREDELLE ŚWIATA
Bogusław Deptuła

Predelle to podłużne, wąskie obrazki znajdujące się poniżej głównej ołtarzowej kompozycji. I tak, jeśli ołtarz przedstawiał najważniejszą scenę z życia jakiegoś świętego, to na predelli malowane były pozostałe, mniej ważne. Dopowiadały dzieje, odtwarzały sceny z życia, były żywe, często pełne ruchu i zazwyczaj o wiele ciekawsze od głównej sceny, która miała zazwyczaj bardziej konwencjonalny charakter. Kilka z nich, to moje ulubione obrazy w dziejach malarstwa. Wyszły spod pędzla Fra Angelico, Ucella, Sasetty, Lotta.
Łukasz Huculak najchętniej maluje także owe podłużne i wąskie obrazy, dlatego pozwoliłem sobie nazwać je predellami, choć wiem, że nie jest to słowo powszechnie znane i używane. Czasami te obrazy są naprawdę niewielkich rozmiarów, czasami jednak są całkiem spore, bo mają na przykład dwa metry długości na metr wysokości. Zatem choć skala takiej kompozycji jest już monumentalna, to zarazem zasada proporcji pozostaje jak najbardziej charakterystyczna dla predelli.
W początkowej fazie swej malarskiej drogi Huculak malował przede wszystkim martwe natury. Szerokie stoły zastawione starannie wybranymi i ustawionymi przedmiotami. Butelki, dzbanki, kubki, owoce ale często także bardziej zastanawiające przedmioty, nie należące wyłącznie do porządku biesiady czy kuchennej martwej natury. Niewielka kulka, kostka, szkatułka, czy jakieś wielościany, o nieokreślonym charakterze. One przypominały, że oto możemy mieć do czynienia ze światem o charakterze artystycznym, ze swoistym rekwizytorium artysty. Jednak jedno skojarzenie pojawiało się znacznie częściej niż inne: to stół po ostatniej wieczerzy. Biorąc pod uwagę wielką fascynację jaką dla fresku Leonarda ma Łukasz Huculak, skojarzenie takie nie jest nieuzasadnione.
W ostatnio malowanych obrazach martwych natur jest mniej, przewagę zyskały predelle z udziałem ludzi. Często zaglądamy do wnętrz, jesteśmy świadkami tajemniczych, a czasem nader gwałtownych scen. Ten ruch, a także owa gwałtowność, to całkiem nowe składniki kompozycji Huculaka. Jednak swoisty paradoks ich pojawienia się wynika znowu z zainteresowania dla dawnych mistrzów, to u nich właśnie odnotowane są te wszystkie dziwne, zaskakujące i często cudowne sceny. Cudowne, bo często opowiadały o życiu świętych. A nie znając dokładnie owych hagiograficznych legend, nie jesteśmy w stanie rozszyfrować, z jakim wydarzeniem mamy do czynienia. Nad wyraz fascynujące i wciągające, bo nic tak nie pociąga jak tajemnica właśnie. A zatem nagle z nieba spada postać; powiedzmy jeszcze: niejedna. Czym są owe upadające człowiecze byty? Fragmentami nieznanych legend, czy wynikiem poszukiwania właściwego porządku w obrazie? Dla nas są czystym zaskoczeniem, dla malarza ustanowieniem malarskiego porządku. A także wprowadzeniem do obrazu nuty tajemniczości i zaskoczenia. Gwałtowna chwila, która trwa na wieki.
Po za martwymi naturami i scenami z ludźmi, od pewnego czasu Huculak wyjątkowo chętnie maluje swoiste, rozległe, panoramiczne krajobrazy. Powracają w nich pagórki, zawsze o stożkowatych kształtach i ciemne kleksy jezior, starannie rozlewanych w skomplikowane kształty i nawlekanych na cienkie jak nici linie rzek. Nad wszystkim także dość często zawisają ciężkie chmury o grafitowym kolorze i takiej konsystencji. A całość tych pejzaży przypomina wspomniane, starannie ustawiane na stole martwe natury. Jako, że to są pejzaże w całości komponowane, jest w nich coś z muzycznej partytury tworzonej w zależności od nastroju i usposobienia autora. Wynika z nich jednak, że ten, kto je malował, to nader melancholijny człowiek, choć wciąż w bardzo młodym wieku.
Nieco inne są pejzaże ogrodowe, bo i takie powstają w ostatnim czasie. One są mniej dramatyczne, prostsze i choć nie odtwarzają jakiej konkretnej realności, to zarazem jakoś im bliżej do rzeczywistości. Bo to jest idealna rzeczywistość, kreowana przez człowieka i poddana jego regułom, a tak naprawdę wymogom sztuki, w tym wypadku ogrodowej. Geometria kanałów i alejek, regularność ustawionej tam architektury, a wszystko nad wyraz proste i wyciszone; tak zdaje się wyglądać sfera czystej artystycznej kreacji, która może być wprost niekończącą się inspiracją.
We wczesnych obrazach Łukasza Huculaka dominowała gama szarości. Tego tonu nie mąciło niemal nic. Barwy czyste, kolory wyraźne i brzmiące nie zjawiały się zupełnie, no może z wyjątkiem błękitów. Od czasu podróży do Włoch i to uległo przemianie. Pojawiły się mocne i dźwięczne barwne akcenty. Oczywiście nadal dominuje gama szarości i brązów, ale zarazem wiele z tych ostatnio powstających malarskich kompozycji ożywia gwałtowna obecność czerwieni, oranżu czy różu. Te czyste dźwięki kolorów bardzo wzmacniają dramaturgię malowanych przez Huculaka obrazów. Zarazem chyba zmieniła się wymowa jego predelli. Coraz częściej pojawiają się w tych kompozycjach sceny gwałtowne, jak myślę, sceny przemocy. Do tej pory w świecie jego obrazów nie było na to miejsca. Do idealizowanego świata wkroczyło zło. Jak w idealnym arkadyjskim świecie pojawiła się śmierć, w znanym zdaniu Et in Arcadia ego. Tak też i Huculak wpuścił w swój świat i śmierć i przemoc.