POZA CIENIEM RZECZY…
Marlena Makiel-Hędrzak

Oto w mych oczach przedmiot stał nietknięty,
A obraz kształtem mienił się dwojakim!...
Dante, Boska komedia

W obecnych czasach kiedy sztuka często zadowala się zewnętrznym, nastawionym na chwilowe emocje dyskursem, malarstwo Łukasza Huculaka stanowi szlachetną, osadzoną w głębiach tradycji refleksję nad sposobem widzenia i sposobem duchowego zgłębiania sensów. Jego malarstwo unaocznia nam to, iż znajdując się w konkretnym, danym nam czasie jesteśmy równocześnie zanurzeni w każdym innym z czasów przeszłości, a nawet po trosze przyszłości. Dzieje się tak ze względu na pewien sposób wewnętrznego widzenia, strumienia świadomości wspólnego dla ludzi wszystkich epok, który oddziałuje na widzenie zewnętrzne. Jest to jednocześnie oddziaływanie naprzemienne. Tylko w dialogu ducha i materii możliwe jest szukanie właściwej odpowiedzi i krystalicznej prawdy widzenia.
Maurice Merleau-Ponty pisze, iż to, co „(…) wyobrażone, jest znacznie bliżej i znacznie dalej tego, co aktualne”. Znacznie bliżej, gdyż nosi znamiona pierwotnego zapisu, archetypalnych znaków i znacznie dalej, więc tam, gdzie wyobraźnia i myśl potykają się o niejasną perspektywę zdarzenia. Ta dychotomiczna biegunowość określa w sztuce Huculaka zasadę, poprzez którą dokonuje się harmonizacja, paradoksalnie wynikająca z pewnej dramaturgii. Tworzy ją na wielu poziomach, jak wtedy, gdy w silnej sugestii dziania się jakiejś akcji dystans dzielący aktorów owej gry zawiesza konkretyzację. Artysta poszukuje tego, co trwałe, niezmienne i znaczące, i zestawia z przypadkowym, z przymiotem. Jakby substancja i akcydens, trwając w jednym wymiarze, czerpały z siebie wzajemnie. W tym napięciu przestrzeni „pomiędzy” odbywa się celebracja czasu jako momentu permanentnego, w którym trwają projekcje i powidoki. To tutaj możliwa jest nobilitacja każdego elementu, przedmiot koncentruje uwagę w takim samym stopniu jak jego cień, gesty postaci, gęstość faktury i prześwity kolejnych warstw ukształtowanej materii.
Często oś dramaturgii w kompozycji stanowi nagłe poruszenie, postać przebiega, ogląda się, spada… jak obracane w umyśle zdarzenie tuż przed rozstrzygnięciem, gdy rozpatrujemy całą tajemnicę możliwości, by z tego bezmiaru wydobyć nową konfigurację i w niej uczestniczyć. Tej dynamice przeciwstawia się natura cienia, który w dziele artysty zyskuje odrębną wartość. Jest ostoją, zapewnieniem o jakiejś formie trwania, choćby najbardziej znikliwej, w której jednak dokonało się zatrzaśnięcie kadru. Ów cień jest istotnym znakiem obecności. Na poziomie tego potwierdzenia ujawnia się jego ekspansywna natura, otóż będąc cieniem postaci i rzeczy, wnika w nie, przydając im cech powidoków. Powidoków tego, co było, otwarciem przestrzeni metaczasu w pulsacji obrazów, gdzie zatrzaśnięta przed chwilą okiennica przywołuje echo zgiełku średniowiecznego miasta a rysujący framugę promień światła drży niedawną obecnością.
Kiedy wpatruję się w dzieła mistrzów dawnych mam taką tęsknotę, by w spiętrzonych wieżycach wykresów miast dostrzec epizod, detal, jakiś niuans odsłaniający nieopatrznie zostawiony ślad obecności, udostępniając w chwili zapatrzenia gęstość tamtej egzystencji. W dziele Łukasza Huculaka znajduję to wyczekiwanie, empatię wglądu niejako poprzez wnętrze ludzkiej recepcji zdarzeń, jakby oko zarzuciło sieć linii w głąb ciała i szukało znajomych topografii. Wówczas arterie układu krwionośnego są zbiegającymi się rzekami, komórki to spiętrzone tarasy spojrzeń, a łuk powieki określa miękki horyzont, do którego przybija łódź. To dotknięcie Innego.
Żyjemy bowiem jak gdyby poza cieniem rzeczy, gdyż jak pisze W.H. Auden w wierszu Narrator, „(…) wszystkie społeczeństwa i epoki są to fragmenty, co przemijają / I przekazują wieczystą perspektywę…” Cień w obrazach Łukasza Huculaka jest tym, co transcenduje ową perspektywę, przygarnia spragnioną myśl.
Intrygującym zabiegiem formalnym jest u artysty budowanie wnęki w przestrzeni, azylu, pozbawionego jednak cech podległości. Jest to nowa przestrzeń przypominająca, iż nasza świadomość zamykając kolejne rozdziały zdarzeń izoluje dla nich równoprawne miejsca, gdyż selektywna pamięć przeskalowuje wątki. Przebywanie w owej wnęce jest formą oswojenia przestrzeni, próbą określenia źródeł własnej tożsamości.
Swoistą cechą malarskiego śladu artysty jest charakterystyczna gęstość zapisu i szorstkość, skłaniająca oko, by zaniechać dociekliwości w stosunku do detali. Te zaś, będąc na intrygującej granicy precyzji i gestu pozostawiają kojący margines zmilczeń. Szczególna predylekcja do stosowania linii poziomej, czy odpowiadających jej kierunkowi zapisów, stawia dzieło artysty po stronie intymnego, lecz stanowczego głosu, notacji, domagającej się uwagi i refleksji.
Gdyby zaś zważyć stopień waloru najczęściej w nich występujący to będzie się odnosił do pory dnia w której cienie zyskują pewną autonomię, oddalając się formą od kształtu rzeczy, doznają splendoru, tworząc sekretną mowę geometrii. Wpisują się tym samym w rytm wagi i proporcji, będącej u źródeł równowagi świata, także za sprawą malarskiej materii i owej „intymnej matematyki”, jak ją zwał Balthus, wedle której struktura obrazu jest obszarem nieograniczonej wolności, skorelowanej jednak z „universum form”.1
Łukasz Huculak w Apoteozie nieoczywistości, czy obrazie Berkeley prowadzi ów dyskurs wewnętrzny. Oto prostota formy zawiera nieskończone pokłady intelektualne (z tychże przedstawień wyrasta kolejny odcień gatunku, jakim jest martwa natura). Równocześnie w obrazach tych zawarta jest swoista muzyczna harmonia, niemilknąca recytatywa. Nie może być inaczej gdy jesteśmy na granicy, gdy przedmiot zmienia się w ideę przedmiotu. Artysta szuka harmonii absolutnej, która przenika wszystko, która rodzi się często z dysharmonicznych nawarstwień farby, czy z klasycznej geometryzacji tworzącej kontemplatywną przestrzeń. I jeśli przestrzenie Huculaka często sprawiają wrażenie pustych, to jest to pustka stanowiąca architekturę dla duszy, wewnętrzną pustynię, czy miejsce konfiguracji świadomości. Liryka koloru wszystko domyka swym dźwiękiem, sprawia, że esse i essentia przenikają się wzajemnie.
1 Zob. :Wojciech Bałus, Czy idee można zobaczyć? Uwagi o sporze pomiędzy „widzialnym” a „rzeczywistym” w dziejach myśli o sztuce, „Znak”, 359, 1984, s. 65.