INKANTACJE
Łukasz Huculak

Dla wtajemniczonych - pełne sekretnej mocy formuły. Dla profana - zaledwie onomatopeiczne murmurando. Dla jednych komunikaty pozwalające z precyzją oddziaływać na rzeczywistość, dla innych lingwistyczne eksperymenty, w których dadaistyczna niefrasobliwość niepostrzeżenie łączy się ze złowieszczą melorecytacją.
Inkantacje - termin wprost odwołujący się do praktyk magicznych, to fenomen wciąż żywy, obecny tak w miotanych ze złością przekleństwach, jak i w subtelnej poezji konkretnej. Żywotność swoją opiera na założeniu, że związek, jaki zachodzi pomiędzy naszym umysłem a rzeczywistością, skonsumować można słowami i obrazami, najlepiej zaś czymś pomiędzy: symbolami.
Wiara w sekretne kody, pozwalające kontrolować nadprzyrodzone moce, ma się dobrze niezależnie od technicznego zaawansowania danej cywilizacji, o czym świadczy niesłabnąca popularność wróżbiarstwa, homeopatii i astrologii. Na guślarsko-zabobonnej pożywce kwitnie olbrzymia część show-biznesu: malownicze oprawy rockowych koncertów i zloty fanów literatury i gier fantasy. Nie stroni od nich także bardziej niszowa produkcja artystyczna. Kinowy renesans przeżywa tematyka wampiryczna, a emfatyczne wybryki blackmetalowych frontmanów cieszą się widownią tyleż ograniczoną, co stabilną. Piernikowa chatka dla młodszych i Lśnienie Kubricka dla starszych, Alicja w krainie czarów, a potem Twin Peaks - Ogniu krocz za mną. Niesłabnące promieniowanie mitologii skandynawskiej odnajdujemy w pełnych magii sagach literatury angielskiej (J.R.R. Tolkien, C.S. Lewis i Harry Potter), uwiecznionych w wizjach hollywoodzkich reżyserów.
Wszystko to pobudzone jest fascynacją, jaką opatrujemy niewyjaśnione zjawiska i nieoczywiste związki. Przesądy, na które utyskiwał w XIII wieku śląski mnich Rudolf w dokumencie opracowanym przez wrocławskiego etnologa Edwarda Karwota, wciąż rezonują w wielu praktykach współczesności. Prezentowane w Muzeum Powiatowym w Nysie prace w szerokim sensie odwołują się do rozmaitych reliktów magii i alchemii. Obrazują wyimaginowane praktyki mistyczne, efekty oddziaływania nieznanych energii i symboliczne przedstawienia fenomenów, wykraczających poza logiczne sensy i pożyteczne zastosowania. Magia i magiczne postrzeganie świata, wciąż obecne w rozmaitych formach naszego życia psychicznego i społecznego, ignorują oświeceniową rewolucję i pozytywistyczne ambicje.
Trwające od kilku wieków naukowe oswajanie rzeczywistości nie osłabiło choćby mającego korzenie w babilońskiej astrologii przekonania, iż los nasz nieuchronnie związany jest z ruchem ciał niebieskich. Temat zahacza jednak nie tylko o sfery niebieskie - nieobce są mu kręgi piekielne. Wystawa odnosi się do motywu wizualnego „czarowania świata”, ale także do faktów historycznych - spektakularnych procesów o czary, jakie miały miejsce na polsko-czeskim pograniczu. Praktyka prześladowania osób niezbyt ortodoksyjnie traktujących prawdy wiary, zbyt osobiście postrzegających zachodzące w przyrodzie związki przyczynowo-skutkowe, czy jeszcze ogólniej - wyzywająco niezależnych, osobnych, niekiedy aspołecznych, a przez łatwo posądzanych o działania na szkodę wspólnoty, zarówno o klęski naturalne jak i konszachty z siłami nadprzyrodzonymi, ma długą tradycję. Choć z nierówną intensywnością, rozpowszechniona była w całej Europie, a także w Ameryce (słynne czarownice z Salem). Polityczna presja społeczności pragnącej skutecznie kontrolować swoich członków, potrzeba zrzucenia odpowiedzialności za realne i wyimaginowane nieszczęścia na wybrane jednostki, nierzadko powody ekonomiczne (jak w sztandarowym procesie Templariuszy), czy niezdiagnozowane zaburzenia psychiczne - wszystko to bywało źródłem konsekwentnych, zorganizowanych i wyrafinowanych prześladowań, kompensujących rozmaite kulturowe, fizjologiczne czy budżetowe braki. Ich spektakularne przejawy, często o posmaku sadystyczno-erotycznym (torturowane kobiety były poddawane rozmaitym upokorzeniom) w szerszym sensie mogą być rozpatrywane nie tylko jako patologia życia społecznego, ale także manifestacja skrytych, perwersyjnych upodobań estetycznych.
Przemoc i formy jej obrazowania w malarstwie średniowiecznym bywają niekiedy fascynująco dosłowne. W uroczych skądinąd obrazach włoskich prymitywów, Fra Angelico, Martiniego czy Sassetty, odnaleźć można sceny zaskakująco drastyczne. Pociągające podwójnie - z jednej strony ze względu na hermetyzm nie do końca jasnego przekazu narracyjnego, z drugiej zaś przez bezpośredniość ukazania brutalności, bliską pieczołowitym ekranizacjom Nicolasa Winding Refna czy filmom Park Chan-Wooka. Nieprzypadkowa zapewne jest wizualna analogia inkwizycyjnych rekwizytów (np. maski hańby) z sadomasochistycznym instrumentarium, docenionym tak bardzo w ikonografii surrealizmu.
Surrealizm, zwłaszcza hiszpański, eksplorował tę samą dwuznaczność. Celując w zderzenie porządku estetycznego z obsceną, z lubością zestawiał przedmioty martwe ze sfetyszyzowanym ciałem ludzkim, eksponował dekoracyjność rozkładu i elegancję śmierci. Nie bez powodu w kręgu zainteresowań surrealistów znajdują się rozmaite formy ekspresji wizualnej osób chorych umysłowo - niegdyś niechybnie uznanych za sprzymierzeńców sił nieczystych.
Malarstwo zawsze łączyło się z alchemią - eksperymentem z materią, niekiedy także z astrologią (dekoracja ferraryjskiego Palazzo Schifanoia) a nawet magią - urokiem mimesis i czarem emblematyki. Olbrzymia kariera renesansowych gabinetów osobliwości, niezbędnie dopełniających każdą pałacową galerię sztuki, wzrastała na pożywce biorącej się tyleż z niewiedzy, co z wyrafinowania kabalistycznej kombinatoryki Lulla, okultyzmu Giordano Bruno, i mistycyzmu Angelusa Silesiusa.
Sztuka z magią przestaje od zawsze - odkąd odkryto „siłę wizerunków”, o której pisze David Freedberg. Od kiedy toczone są ikonoklastyczne spory i tworzone portrety pośmiertne, czy inne podobizny, mające siłą magii sympatycznej sprowadzić oczekiwane skutki na swój pierwowzór. Sztuka, jak inkantacja, celuje w zaklęcie rzeczywistości: poprzez jej „reprezentację”, uzupełnienie lub alternatywę. Jak renesansowi mistrzowie często parali się alchemią, tak romantycy fascynowali siłą nieczystą (sabaty Francisco Goi i ryciny Williama Blake'a). Awangardowi abstrakcjoniści zaś w towarzystwie Heleny Bławatskiej drążyli mistykę i hermetyzm. Analitycznemu kubizmowi, Mondrianowskiemu ezoteryzmowi, czy uduchowionemu suprematyzmowi przyświecał ten sam cel: wyrwać światu jego tajemnice, lub chociaż „uczynić je widzialnymi”, jak chciał jeden z najwierniejszych adeptów malarskiej alchemii - Paul Klee.
Obrazy działają magicznie: czy to przez swoją reprezentacyjność - zastępując rzeczywistość, czy też czarując - znieczulając nas na jej niedogodności, ostatecznie - wyrywając jej tajemnice. Sztuka to magia, co nie znaczy że sztuka to sztuczki. Sztuka to po prostu - jak magia - wiara w to, że rzeczy mają związek, głębszy niż ten tylko widzialny na co dzień, gołym okiem, że coś je łączy głębiej, że łączy co więcej tam, gdzie zwykle ich nie łączymy. Telepatia, magia sympatyczna, kinestezja i astrologia. Alchemik, czarownica, malarz - wszyscy oni wiedzą i widzą coś, czego my nie widzimy: czwarty wymiar (kubizm), sublimacja kierunków (Mondrian), czy bezprzedmiotowość świata (Malewicz).
Dysponując modelem - słowem, rysunkiem, matematycznym równaniem - zyskujemy władzę nad jego pierwowzorem. Manipulując modelem, możemy przekształcać rzeczywistość, projektować świat. Inkantacje to słowa - a więc język – instrument służący komunikacji. Porozumienie to jednak nie jest zwyczajne, wręcz przeciwnie – odświętne i rytualne - w zamyśle tajemne, lub choćby „nieobiektywne”. Celem jego jest nie tyle opisanie rzeczywistości, ile opanowanie jej mechanizmów. Paradoksalnie więc, inkantacja jest jak malarstwo narzędziem niejako abstrakcyjnym - środkiem komunikacji z niewidzialną transcendencją.