Czaszka - człowiek zniszczony, zużyty do cna. Puste miejsce po jakiejś jednostkowej świadomości, która kiedyś szczelnie wypełniała tą niewielką, kościstą obudowę. Trochę śmieszne, a zarazem jakże podniosłe. Nie ma chyba nic innego równie komicznego i strasznego, zarazem godnego podziwu i żałosnego.
Czaszka to dla sztuk wizualnych motyw niemal założycielski. Pojawiła się na długo przed przed „historią sztuki” (maski z Jerycho) cieleśnie i widzialnie uobecniając duchy zmarłych. Upowszechniła w nowożytnej ikonografii, zwłaszcza baroku, choć, jak pisze Hans Belting, już za renesansowym wynalazkiem portretu krył się protest przeciwko cmentarzowi, czaszka zaś jest jego rewersem – życie skrywa śmierć, jak twarz skrywa czaszkę, dopóki ta nie wyłoni się manifestując pragnienie wiary w nieśmiertelną duszę, której inaczej zobrazować nie można, podobnie jak nie sposób zobrazować jaźni, ulegającej rozpadowi w momencie śmierci (Belting, Faces, s.137).
Śmierć to problem, to jasne, być może największy. Na nic tu racjonalizacje antycznych stoików: póki ja jestem - nie ma śmierci, kiedy ona przyjdzie - mnie już tu nie będzie. Dla niektórych jednak to także pocieszenie: „Anim tu żywy, ani tam martwy” - głosi napis na jednym z nagrobków w rzymskim Santa Maria del Popolo.