Obraz jako rzecz nieruchoma, w której pomieszczone są inne rzeczy, jest eskalacją przestrzeni, czasem odczuwanym jako fizyczna rozciągłość, przedstawionym jako miejsce. Malowanie można poniekąd uznać za transmutację miejsca w czas, bo prowadzi od rzeczy do myślenia o niej.
W martwej naturze interesująca wydaje mi się anarracyjność - jej sens zawiera się we własnej, nieruchomej obecności. Służy wyłącznie do postrzegania: po to, by „być widzianym”. Widzenie zależy w dużym stopniu od świadomości. Często „nie widzimy” rzeczy, których nie rozumiemy lub nie znamy. Widzenie to proces, w którym na domniemany obiektywizm rzeczywistości nakłada się nieuchronnie subiektywizm podmiotu patrzącego. Stąd biorą się złudzenia, spostrzeżenia niejasne i niejednoznaczne, post factum uściślone autorytarnie przez umysł postrzegającego. Kształt świata jest w znacznym stopniu projektem i postulatem naszej świadomości, nieustannie wybiegającej przed prawdę obiektywnego doznania.
Staram się wniknąć w moment, kiedy obserwowany obiekt staje się subiektywną interpretacją, kiedy postrzeżenie zamienia się w twierdzenie, lub odwrotnie - kiedy świadomość każe nam widzieć to w określony sposób, zapośrednicza kształt widzialności naszym oczekiwaniem wobec niego.